wtorek, 17 lutego 2015

Chapter 2

Jego zaskoczenie nie trwało długo, już w ciągu kilku sekund ściągnął brwi, a w oczach pojawił się gniew. No serio?

- Co ty tu robisz? – próbował utrzymać spokojny głos, jednak z marnym skutkiem. Czy coś mi umknęło i nie zdołałam zauważyć kiedy nagle role się odwróciły? To ja powinnam być zła. Chwila, jestem zła. Może nawet bardziej zaczynało pasować tu słowo: wściekła.

- Co ja tu robię? Lepiej powiedz mi co się do cholery przed chwilą wydarzyło. – wyrzuciłam sfrustrowana na jednym wdechu, patrząc na niego spode łba.

Otwierał właśnie usta, aby coś powiedzieć, kiedy nagle zatrzymał się z rozdziawioną buzią patrząc przed siebie. Odwróciłam się, podążając za jego wzrokiem i ujrzałam dwie sylwetki mężczyzn idących wzdłuż murów prostopadle znajdujących się do miejsca, gdzie staliśmy my.

Zaklął cicho po nosem i kiedy tylko ci faceci zniknęli, złapał mnie za nadgarstek i zaczął biec. Jednak kiedy minęliśmy zakręt, w jaki się udali, chwilę później usłyszeliśmy odgłos ich butów uderzających o beton. Wiedziałam co to znaczyło. Był to pościg, a my byliśmy celem.

Nawet nie potrafiłam opisać, jak bardzo byłam wdzięczna za krótkie korytarze i rozwidlenia kiedy usłyszałam padające strzały.

W końcu po kilku minutach ciągłego ruchu – i w myślach dziękowałam sobie za to, że każdego ranka dla sportu biegałam, bo inaczej dawno bym już padła – wydawało mi się, że się zgubiliśmy. Dlatego więc tak zapytałam:

- Zgubiliśmy się? – rozejrzałam się wokoło, ale w sumie każde tutaj miejsce wyglądało dla mnie tak samo. Ale jego odpowiedź przyszła szybko i zdecydowanie:

- Nie. – po czym puścił moją rękę i zatrzymał się. Chciałam już coś dodać, kiedy zza zakrętu wyłoniła się dwójka młodych mężczyzn z bronią w dłoniach.

Rozszerzyłam oczy, łapiąc Naruto za ramię, ale ten stał. Po prostu stał i wpatrywał się w nich. Byłam pewna, że już po nas, ale oni tylko z wściekłością wymalowaną na twarzy rzucili wiązankę przekleństw i odeszli. Tak po prostu. Jeżeli to był jakiś głupi żart, to słowo daję, ale nigdy więcej nie będę chciała go widzieć. Ale kiedy odwrócił się w moją stronę, ciężko dysząc i spojrzał mi w oczy, wiedziałam, że to nie była zabawa.

Zanim zdążyłam coś powiedzieć, usłyszałam jego głos. – Sakura. Obiecuję, że wszystko ci wyjaśnię, ale jutro. – już miałam zacząć się wykłócać, ale uciszył mnie gestem dłoni. – Odprowadzę cię teraz do domu, ty się wyśpisz, a następnego dnia porozmawiamy. Dobrze?

Kiwnęłam twierdząco głową, pozwalając prowadzić się w zupełnie inną stronę niż tu przyszliśmy, stwierdzając, że na dziś mam już wystarczająco wrażeń.

♥ ♥

Po tym, jak dostałam się do mieszkania, od razu padłam na łóżko, nie zwracając uwagi na branie prysznicu, czy przebranie się w piżamę. Chciałam jedynie zamknąć oczy i zasnąć, ale myśli kotłujące się w mojej głowie zdecydowanie uniemożliwiały to. Dziesiątki pytań przewijało się z takim tempem, że nie potrafiłam ich wszystkich ogarnąć.

Kim był ten czerwony koleś?

I ta dwójka, dzięki której otrzymaliśmy sporą dawkę sportu?

Dlaczego do nas, do cholery, strzelali?

I czemu tak nagle odpuścili?

Może lubili biegać ze spluwami dla zabawy? A zwykły jogging był dla nich zbyt nudną formą sportu?

Co Naruto miał z którymkolwiek z nich wspólnego?

I jakim cudem potrafi walczyć? – cholera, to ze wszystkich innych było chyba najbardziej ciekawe.

Westchnęłam znużona, czując narastający ból głowy. Odwróciłam się na bok starając odgrodzić umysł od męczących myśli i braków w mojej wiedzy na temat tego całego chaosu.

♥ ♥

Siedziałam oparta na krześle, dłonią stukając w blat stołu przede mną. Starania wyglądania na nie zirytowaną poszły już dawno w odstawkę, odkąd ten kretyn musiał natychmiastowo opuścić mieszkanie, zaraz po moim przybyciu, a mnie kazał czekać na siebie już 40 minut!

Wyzywając go pod nosem, wyciągnęłam telefon i wykręciłam jego numer, ale oczywiście nie odebrał. Westchnęłam ciężko i dopiłam resztę kawy, jaką zostawił mi tuż przed wyjściem i wstałam za potrzebą.

Kiedy ruszyłam z powrotem na dół do kuchni, usłyszałam jakiś dźwięk, a idąc za jego źródłem natrafiłam na uchylone drzwi do jego sypialni. Pchnęłam je delikatnie, uwalniając głośne skrzypnięcie. Od razu zwróciłam swą uwagę na łóżko, spod którego najgłośniej słychać było melodię. Wiedziona ciekawością, schyliłam się, a to pozwoliło ujrzeć mi czarną błyszczącą komórkę, która poprzez wibrację wiła się po panelach. Dziwne, bo wiedziałam, że telefon Naruto, jakiego używał na co dzień był mniejszy i szary. Jednak nie zdążyłam dłużej się nad tym zastanowić, bo mój wzrok zatrzymał się na leżącej kawałek dalej broni. Ze zdziwieniem sięgnęłam po nią i wyjęłam, siadając obok.

Oglądałam lśniącą, śmiercionośną zabawkę w niemałym szoku, jednocześnie dziwnie urzeczona. Myśl, że tym narzędziem można pozbawić kogoś w jednej sekundzie życia, wpływać na nie w okrutny sposób i manipulować była dla mnie oczywista i zarazem odkryciem czegoś zaskakującego, nowego i poniekąd ciekawego.

Z letargu wyrwał mnie kolejny dźwięk telefonu, tym razem jednak krótki, nie będący żadną melodią ani piosenką. Domyśliłam się, że to sms, a moja ręką jakby sama, bez mojej zgody sięgnęła po urządzenie. Źle się czułam grzebiąc w rzeczach przyjaciela i wtrącając się w sprawy, w które wtajemniczona nie byłam, ale cholera, ciekawość zżerała mnie od środka, a miałam prawo wiedzieć cokolwiek – cokolwiek – po wydarzeniach z dnia wczorajszego i tego, że on sam miał broń i związek z tym wszystkim! Miał mi powyjaśniać wprawdzie, a że zniknął, jak kamfora i dotąd nie wrócił sama co nieco mogłam się dowiedzieć.

Nim zdążyłam przyjrzeć się wiadomości, otrzymanej na telefon usłyszałam skrzypnięcie drzwi, a po chwili sylwetkę blondwłosego kolegi. Spojrzał na mnie z pobłażaniem i powiedział:

- Widzę, że chociaż jedną rzecz będziemy mogli pominąć.