Jego zaskoczenie
nie trwało długo, już w ciągu kilku sekund ściągnął brwi, a w oczach pojawił
się gniew. No serio?
- Co ty tu
robisz? – próbował utrzymać spokojny głos, jednak z marnym skutkiem. Czy coś mi
umknęło i nie zdołałam zauważyć kiedy nagle role się odwróciły? To ja powinnam
być zła. Chwila, jestem zła. Może
nawet bardziej zaczynało pasować tu słowo: wściekła.
- Co ja tu robię? Lepiej powiedz mi co się do
cholery przed chwilą wydarzyło. – wyrzuciłam sfrustrowana na jednym wdechu, patrząc
na niego spode łba.
Otwierał
właśnie usta, aby coś powiedzieć, kiedy nagle zatrzymał się z rozdziawioną
buzią patrząc przed siebie. Odwróciłam się, podążając za jego wzrokiem i
ujrzałam dwie sylwetki mężczyzn idących wzdłuż murów prostopadle znajdujących
się do miejsca, gdzie staliśmy my.
Zaklął cicho
po nosem i kiedy tylko ci faceci zniknęli, złapał mnie za nadgarstek i zaczął
biec. Jednak kiedy minęliśmy zakręt, w jaki się udali, chwilę później
usłyszeliśmy odgłos ich butów uderzających o beton. Wiedziałam co to znaczyło.
Był to pościg, a my byliśmy celem.
Nawet nie
potrafiłam opisać, jak bardzo byłam wdzięczna za krótkie korytarze i
rozwidlenia kiedy usłyszałam padające strzały.
W końcu po
kilku minutach ciągłego ruchu – i w myślach dziękowałam sobie za to, że każdego
ranka dla sportu biegałam, bo inaczej dawno bym już padła – wydawało mi się, że
się zgubiliśmy. Dlatego więc tak zapytałam:
- Zgubiliśmy
się? – rozejrzałam się wokoło, ale w sumie każde tutaj miejsce wyglądało dla
mnie tak samo. Ale jego odpowiedź przyszła szybko i zdecydowanie:
- Nie. – po
czym puścił moją rękę i zatrzymał się. Chciałam już coś dodać, kiedy zza
zakrętu wyłoniła się dwójka młodych mężczyzn z bronią w dłoniach.
Rozszerzyłam
oczy, łapiąc Naruto za ramię, ale ten stał. Po prostu stał i wpatrywał się w
nich. Byłam pewna, że już po nas, ale oni tylko z wściekłością wymalowaną na
twarzy rzucili wiązankę przekleństw i odeszli. Tak po prostu. Jeżeli to był
jakiś głupi żart, to słowo daję, ale nigdy więcej nie będę chciała go widzieć.
Ale kiedy odwrócił się w moją stronę, ciężko dysząc i spojrzał mi w oczy, wiedziałam,
że to nie była zabawa.
Zanim
zdążyłam coś powiedzieć, usłyszałam jego głos. – Sakura. Obiecuję, że wszystko
ci wyjaśnię, ale jutro. – już miałam zacząć się wykłócać, ale uciszył mnie
gestem dłoni. – Odprowadzę cię teraz do domu, ty się wyśpisz, a następnego dnia
porozmawiamy. Dobrze?
Kiwnęłam
twierdząco głową, pozwalając prowadzić się w zupełnie inną stronę niż tu
przyszliśmy, stwierdzając, że na dziś mam już wystarczająco wrażeń.
♥ ♥ ♥
Po tym, jak
dostałam się do mieszkania, od razu padłam na łóżko, nie zwracając uwagi na
branie prysznicu, czy przebranie się w piżamę. Chciałam jedynie zamknąć oczy i
zasnąć, ale myśli kotłujące się w mojej głowie zdecydowanie uniemożliwiały to. Dziesiątki
pytań przewijało się z takim tempem, że nie potrafiłam ich wszystkich ogarnąć.
Kim był ten czerwony koleś?
I ta dwójka, dzięki której otrzymaliśmy
sporą dawkę sportu?
Dlaczego do nas, do cholery, strzelali?
I czemu tak nagle odpuścili?
Może lubili biegać ze spluwami dla zabawy?
A zwykły jogging był dla nich zbyt nudną formą sportu?
Co Naruto miał z którymkolwiek z nich
wspólnego?
I jakim cudem potrafi walczyć? – cholera, to ze wszystkich innych
było chyba najbardziej ciekawe.
Westchnęłam
znużona, czując narastający ból głowy. Odwróciłam się na bok starając odgrodzić
umysł od męczących myśli i braków w mojej wiedzy na temat tego całego chaosu.
♥ ♥ ♥
Siedziałam
oparta na krześle, dłonią stukając w blat stołu przede mną. Starania wyglądania
na nie zirytowaną poszły już dawno w odstawkę, odkąd ten kretyn musiał
natychmiastowo opuścić mieszkanie, zaraz po moim przybyciu, a mnie kazał czekać
na siebie już 40 minut!
Wyzywając go
pod nosem, wyciągnęłam telefon i wykręciłam jego numer, ale oczywiście nie
odebrał. Westchnęłam ciężko i dopiłam resztę kawy, jaką zostawił mi tuż przed wyjściem
i wstałam za potrzebą.
Kiedy
ruszyłam z powrotem na dół do kuchni, usłyszałam jakiś dźwięk, a idąc za jego
źródłem natrafiłam na uchylone drzwi do jego sypialni. Pchnęłam je delikatnie, uwalniając
głośne skrzypnięcie. Od razu zwróciłam swą uwagę na łóżko, spod którego
najgłośniej słychać było melodię. Wiedziona ciekawością, schyliłam się, a to
pozwoliło ujrzeć mi czarną błyszczącą komórkę, która poprzez wibrację wiła się
po panelach. Dziwne, bo wiedziałam, że telefon Naruto, jakiego używał na co dzień
był mniejszy i szary. Jednak nie zdążyłam dłużej się nad tym zastanowić, bo mój
wzrok zatrzymał się na leżącej kawałek dalej broni. Ze zdziwieniem sięgnęłam po nią i wyjęłam, siadając obok.
Oglądałam
lśniącą, śmiercionośną zabawkę w niemałym szoku, jednocześnie dziwnie
urzeczona. Myśl, że tym narzędziem można pozbawić kogoś w jednej sekundzie
życia, wpływać na nie w okrutny sposób i manipulować była dla mnie oczywista i
zarazem odkryciem czegoś zaskakującego, nowego i poniekąd ciekawego.
Z letargu
wyrwał mnie kolejny dźwięk telefonu, tym razem jednak krótki, nie będący żadną
melodią ani piosenką. Domyśliłam się, że to sms, a moja ręką jakby sama, bez
mojej zgody sięgnęła po urządzenie. Źle się czułam grzebiąc w rzeczach
przyjaciela i wtrącając się w sprawy, w które wtajemniczona nie byłam, ale
cholera, ciekawość zżerała mnie od środka, a miałam prawo wiedzieć cokolwiek – cokolwiek – po wydarzeniach z dnia
wczorajszego i tego, że on sam miał broń
i związek z tym wszystkim! Miał mi powyjaśniać wprawdzie, a że zniknął, jak
kamfora i dotąd nie wrócił sama co nieco mogłam się dowiedzieć.
Nim zdążyłam
przyjrzeć się wiadomości, otrzymanej na telefon usłyszałam skrzypnięcie drzwi,
a po chwili sylwetkę blondwłosego kolegi. Spojrzał na mnie z pobłażaniem i
powiedział:
- Widzę, że
chociaż jedną rzecz będziemy mogli pominąć.